Kiedyś, dawno temu, byłem konserwatywny w poglądach. Pamiętam, jak kiedyś uważałem że wszystko wiem najlepiej, że inni wokół mnie są głupsi, że są w błędzie, a tylko ja wiem najlepiej. Przy tym jak na swój wiek byłem dość oczytany, tak mnie ukształtowało dzieciństwo mola książkowego żyjącego w oddalonym domku na przedmieściach.
Dziś, z perspektywy czasu wiem że byłem, jak to mówią rastamani, „educated fool”, wykształconym głupkiem. Czego mi brakowało, i być może po dziś dzień brakuje, to życiowej pokory, umiejętności słuchania innych. Nawet dziś znów to wyszło na treningu sztuk walki.
Pamiętam, jak opuściłem rodzinny dom i przeniosłem się do internatu w wieku lat nastu. Konserwatywni rodzice wpoili mi pewien podział na złych i dobrych. Moi nowi koledzy z internatu byli właśnie tymi „złymi”, klęli tak że czerwieniłem się przy nich ze wstydu. Ale szybko okazali się być strasznie szczerymi i uczciwymi ludźmi. Cała nauka wpojona w rodzinie, że ludzie noszący sie tak i tak, ubierający takie a nie inne ciuchy są źli, wzięła w łeb.
Ja nagle z bycia „najmądrzejszym” doszedłem do strasznego wniosku, ile to radości straciłem mogąc mieć fajnych przyjaciół spośród osób które uważałem ongiś za „brudasów”, a w rzeczywistości byli to ciekawi i obyci ludzie, taka nastoletnia bohema. Miałem mało przyjaciół, nigdzie nie bywałem, po przyjściu ze szkoły siedziałem w domu.
Pamiętam, jak wówczas czytywałem konserwatywne gazety codzienne, przynoszone do domu przez ojca z biura. W wielkim skrócie, stało tam że jakaś część społeczeństwa, młodzieży, to brudasy, degeneraci. Pomiatałem więc nimi tak jak pomiatano nimi w koserwatywnej prasie codziennej, której publicyści rysowali linie podziału świata na dobrych i złych, mądrych i głupich. Dziś wiem, że swymi podziałami wprowadzali i może jeszcze wprowadzają ludzi w błąd.
Ten cały świat upadł jeszcze w gimnazjum i liceum, a potem odzedł w zapomnienie na studiach. W Internacie słuchaliśmy Paktofoniki o tym że „ja to ja to jasne jak dwa razy dwa”, że „fason swój dobieram sam jak staruszka korale”. Tak, dobrze pamiętam te słowa:
Dziś, z perspektywy czasu wiem że byłem, jak to mówią rastamani, „educated fool”, wykształconym głupkiem. Czego mi brakowało, i być może po dziś dzień brakuje, to życiowej pokory, umiejętności słuchania innych. Nawet dziś znów to wyszło na treningu sztuk walki.
Pamiętam, jak opuściłem rodzinny dom i przeniosłem się do internatu w wieku lat nastu. Konserwatywni rodzice wpoili mi pewien podział na złych i dobrych. Moi nowi koledzy z internatu byli właśnie tymi „złymi”, klęli tak że czerwieniłem się przy nich ze wstydu. Ale szybko okazali się być strasznie szczerymi i uczciwymi ludźmi. Cała nauka wpojona w rodzinie, że ludzie noszący sie tak i tak, ubierający takie a nie inne ciuchy są źli, wzięła w łeb.
Ja nagle z bycia „najmądrzejszym” doszedłem do strasznego wniosku, ile to radości straciłem mogąc mieć fajnych przyjaciół spośród osób które uważałem ongiś za „brudasów”, a w rzeczywistości byli to ciekawi i obyci ludzie, taka nastoletnia bohema. Miałem mało przyjaciół, nigdzie nie bywałem, po przyjściu ze szkoły siedziałem w domu.
Pamiętam, jak wówczas czytywałem konserwatywne gazety codzienne, przynoszone do domu przez ojca z biura. W wielkim skrócie, stało tam że jakaś część społeczeństwa, młodzieży, to brudasy, degeneraci. Pomiatałem więc nimi tak jak pomiatano nimi w koserwatywnej prasie codziennej, której publicyści rysowali linie podziału świata na dobrych i złych, mądrych i głupich. Dziś wiem, że swymi podziałami wprowadzali i może jeszcze wprowadzają ludzi w błąd.
Ten cały świat upadł jeszcze w gimnazjum i liceum, a potem odzedł w zapomnienie na studiach. W Internacie słuchaliśmy Paktofoniki o tym że „ja to ja to jasne jak dwa razy dwa”, że „fason swój dobieram sam jak staruszka korale”. Tak, dobrze pamiętam te słowa:
„Jest pewien Smok, który nie jest gadem.
Podąża śladem serca, a nie za stadem.
Jego skronie ozdabia tkany wolnością diadem”
Przy takich słowach paliliśmy nasze pierwsze spliffy, poznawaliśmy się nawzajem. Lata później, na drugim roku studiów poznałem K., rastucha który nauczył mnie grać na bębnach, tańczyć, bawić się. Przez niego dowiedziałem się o rasta. Przedtem chodziłem do kościoła, traktowałem obrzędy jako obowiązek, a kościół jako miejsce gdzie jest Bóg. Modliłem się do złotego ołtarza, klepałem modlitwy jak zaklęcia mające dać mi pomyślność Boga. To było jakieś puste, za całymi tymi obrzędami nie było tego osobistego stosunku do siły wyższej, ktory poznałem dopiero przez rasta.
Dziś po prostu postępuję dobrze, chwalę Jah przez swoje postępowanie, bo Jah jest wszędzie, nie tylko w kościele. Jestem weganem od paru lat, nie piję nawet mleka. Jem wg typowej dla rastamanów diety Ital, żywię się orzechami, owocami, warzywami. Można przyrządzić tak pyszne potrawy że nijak nie dadzą się porównać z tą typową kuchnią, dużo tu kuchni indyjskiej, przypraw z całego świata.
Teraz, po latach, mam wrażenie że jestem normalnym człowiekiem. Jeżdżę na rowerze do downhillu, umiem jakieś podstawowe triki, nie zabiję się na hopce. W capoeirze już walczę tak że nie mogę siebie poznać. Dobrze czuję się z przyjaciółmi, wiem co jest fajne w życiu- muzyka, imprezy, przyjaciele, ale też dom, kochająca kobieta. Pomagam innym ile mogę, właśnie załatwiłem pracę i dałem moje stare ciuchy, namiot i kalimatę bezdomnemu 20-latkowi z mojego miasta, któremu jeszcze udaje się żyć z dala od systemu tej państwowej pomocy dla bezdomnych, dającej im wikt i opierunek, ale nie wędkę. Na razie dostał ciuchy jakich już nie noszę.
Polska jest dziwnym krajem, a zjeździłem całą Europę, byłem w kilkudziesięciu krajach, w kilku mieszkałem po rok i dłużej, poznając lokalne slangi. W Polsce młodzi ludzie są otwarci, pełni zaufania, uczciwi, ale nie da sę tego powiedzieć o tych starszych. Ci starsi nie pomagają innym i sobie nawzajem, często spotykałem się z odmową chcąc od nich coś otrzymać.
W Polsce jest wg mnie spisek gerontów przeciwko młodym. Wiele starszych osób nie wykonuje swojej pracy dobrze, są niedouczeni mimo zajmowania wysokich stanowisk, bo dostali się tam nie dzięki wiedzy, ale dzięki znajomościom i stażu pracy. To wynikiem ich kiepskiej pracy są zniszczone ulice, krzywe chodniki, zdezelowane tory, brzydkie parki. Ci ludzie mimo wysokich stanowisk są niedouczeni, i są egoistami którym nie zależy na tym by ludziom było lepiej. To przecież tacy niedouczeni, organiczeni urzędnicy w końcu rządzą tym krajem, to przez nich jest taka bieda i zacofanie.
Szkoda, że w Polsce nie mam tak bliskich przyjaciół jak we Francji czy w Niemczech. Tam chyba ludzie byli uczciwsi, bardziej bezinteresowni, i dużo bardziej szczerzy. W Polsce nawet młodzi ludzie nie potrafią obdarzyć przyjaciół pełnym zaufaniem. Jako społeczeństwo przed nami jeszcze długa droga. Cieszę się, że tak wielu młodych ludzi nią podąża, ufając bardziej muzykom niż politykom. To oni dziś są głosem za którym podążają miliony, nawet jeśli ich piosenek nie znajdziesz w sklepie to i tak każdy z mych znajomych je ma, one idą drugim obiegiem, podziemnym, jak za dawnego totalitaryzmu. Myślę sobie że dziś znów mamy totalitaryzm, tylko inny, miękki.
Szkoda, że tym krajem od lat rządzą ludzie wiedzący o ekonomii znacznie mniej niż każdy młody po dobrych studiach ekonomicznych (przecież słyszę ich pomysły), w związku z czym od lat drepczemy niemal w miejscu. Przykro mi, że niemal wszyscy najmądrzejsi młodzi ludzie w tym kraju, jakich znam, uciekli za granicę, ale rozumiem to. Przykre jest też to, że nawet mimo swojej emigracji dalej nie mają szansy się włączyć w życie publiczne, które po prostu nie jest otwarte na młodych i ich zdanie. W mediach są obecni niemal tylko politycy, a gdzie głos zwykłych ludzi? Gdzie głos nas, młodych, z których każdy jest przecież inny? W moim mieście wszystkie w zasadzie media są upolitycznione- lokalne radio, prasa, telewizja to już w ogóle: wszystko to przejęli politycy. Wręcz to oni rządzą lokalnym publicznym radiem i telewizją. Ja nie oglądam tych audycji, nawet nie mam telewizora.
Nikogo nie chcę pouczać, myślę że ludzie sami wybierają jak chcą żyć, szkoda tylko że odbiera im się możliwości wyboru, ja na przykład o swoim sposobie życia wyczytałem w Internecie, po angielsku. Po poznaniu tej kultury czy filozofii wiem że od pieniędzy wolę przyjaciół, muzykę, rodzinę. W Anglii, gdzie mieszkałem, każdy mógł o rasta, i wielu innych wiarach, usłyszeć w radio, było mnóstwo pirackich stacji radiowych. U nas w ogóle chyba trzeba zacząć od mediów, od edukacji ludzi jak być obywatelami, jak wyrażać swoje zdanie, by myśleć o demokracji. Tej lekcji jako społeczeństwo nie przerobiliśmy. Wokół mnie widzę mnóstwo pasywnych ludzi- nie wiem czy to dlatego że są innej wiary, czy to dlatego że nie wiedzą, a może nie wierzą, że mogą coś zmienić?
Szkoda, że w Polsce nie mam tak bliskich przyjaciół jak we Francji czy w Niemczech. Tam chyba ludzie byli uczciwsi, bardziej bezinteresowni, i dużo bardziej szczerzy. W Polsce nawet młodzi ludzie nie potrafią obdarzyć przyjaciół pełnym zaufaniem. Jako społeczeństwo przed nami jeszcze długa droga. Cieszę się, że tak wielu młodych ludzi nią podąża, ufając bardziej muzykom niż politykom. To oni dziś są głosem za którym podążają miliony, nawet jeśli ich piosenek nie znajdziesz w sklepie to i tak każdy z mych znajomych je ma, one idą drugim obiegiem, podziemnym, jak za dawnego totalitaryzmu. Myślę sobie że dziś znów mamy totalitaryzm, tylko inny, miękki.
Szkoda, że tym krajem od lat rządzą ludzie wiedzący o ekonomii znacznie mniej niż każdy młody po dobrych studiach ekonomicznych (przecież słyszę ich pomysły), w związku z czym od lat drepczemy niemal w miejscu. Przykro mi, że niemal wszyscy najmądrzejsi młodzi ludzie w tym kraju, jakich znam, uciekli za granicę, ale rozumiem to. Przykre jest też to, że nawet mimo swojej emigracji dalej nie mają szansy się włączyć w życie publiczne, które po prostu nie jest otwarte na młodych i ich zdanie. W mediach są obecni niemal tylko politycy, a gdzie głos zwykłych ludzi? Gdzie głos nas, młodych, z których każdy jest przecież inny? W moim mieście wszystkie w zasadzie media są upolitycznione- lokalne radio, prasa, telewizja to już w ogóle: wszystko to przejęli politycy. Wręcz to oni rządzą lokalnym publicznym radiem i telewizją. Ja nie oglądam tych audycji, nawet nie mam telewizora.
Nikogo nie chcę pouczać, myślę że ludzie sami wybierają jak chcą żyć, szkoda tylko że odbiera im się możliwości wyboru, ja na przykład o swoim sposobie życia wyczytałem w Internecie, po angielsku. Po poznaniu tej kultury czy filozofii wiem że od pieniędzy wolę przyjaciół, muzykę, rodzinę. W Anglii, gdzie mieszkałem, każdy mógł o rasta, i wielu innych wiarach, usłyszeć w radio, było mnóstwo pirackich stacji radiowych. U nas w ogóle chyba trzeba zacząć od mediów, od edukacji ludzi jak być obywatelami, jak wyrażać swoje zdanie, by myśleć o demokracji. Tej lekcji jako społeczeństwo nie przerobiliśmy. Wokół mnie widzę mnóstwo pasywnych ludzi- nie wiem czy to dlatego że są innej wiary, czy to dlatego że nie wiedzą, a może nie wierzą, że mogą coś zmienić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz